WSPOMNIENIA KAZIMIERZA KOŁODZIEJCZYKA
Mój brodzki życiorys

Urodziłem się 12 marca 1924 r. w Brodach (powiatowym mieście w płn.-wsch. części woj. tarnopolskiego, drugim co do wielkości i znaczenia mieście po wojewódzkim Tarnopolu) przy ul. Wały Wolności 5 i tam mieszkałem. Pierwsze 4 klasy podstawowe ukończyłem w latach 1930 - 1934 w Szkole Powszechnej Męskiej na Podzamczu, zaś klasy 5 i 6 w latach 1934 - 1936 w Szkole Powszechnej Koedukacyjnej na ul Okrężnej.
Zaliczyłem również w następnej kolejności 3 klasy w Gimnazjum Męskim im. J. Korzeniowskiego w latach 1936-1939. Za tzw. "pierwszych sowietów" chodziłem do Polskiej Średniej Szkoły Nr 6, gdzie w latach 1939 - 1941 ukończyłem VIII i IX klasę w cyklu dziesięcioletnim. W okresie okupacji niemieckiej ukończyłem roczny kurs handlowo-fachowy w ukraińskim języku nauczania, który odbywał się w budynku dawnej ukraińskiej Bursy, zaś poprzednio wymieniona Polska Szkoła Średnia Nr 6 mieściła się za sowietów w budynku przedwojennego Gimnazjum Żeńskiego na Podzamczu. Tak przedstawiała się moja brodzka edukacja.
Podczas okupacji niemieckiej - aby uchronić się przed wywózką do pracy w Rzeszy, lub wcieleniem do Baudienstu - pracowałem fizycznie w różnych firmach: a to przy zbieraniu żywicy w podbrodzkich, sosnowych lasach, w palarni kawy zbożowej przy ul. Zyblikiewicza - prowadzonej przez hr. Bocheńskiego z Ponikwy, a ostatnio w Ostbahnie przy konserwacji torów kolejowych w ekipie starego polskiego kolejarza, p. Pudły, zwanego przez nas "dziadkiem". Ta ostatnia praca ułatwiła mi "załatwienie" do naszej dyspozycji całego wagonu kolejowego, towarowego, w którym w styczniu 1944 r., po tygodniu jazdy, przybyłem z całą rodziną i dobytkiem do Nowego Sącza, gdzie do dzisiaj mieszkam.
Miałem wówczas 20 lat bez 2 miesięcy, a mądra decyzja ojca o samodzielnym wyjeździe z Brodów sprawiła, że wykorzystując wcześniejszą okazję uniknęliśmy przymusowego wysiedlenia z Brodów, co dla ludności cywilnej zarządzili Niemcy zaledwie 2 miesiące później, w marcu 1944 r., z dolegliwymi już wtedy konsekwencjami, jak brak możliwości wyboru miejscowości docelowej, bądź zabrania ze sobą całego mienia. W taki oto sposób zamknąłem za sobą brodzki rozdział mego życia, a zarazem i najmilszy i najwspanialszy życiowy etap cudownego, czarownego do września 1939 r. dzieciństwa i wieku młodzieńczego w nigdy nie zapomnianej, ukochanej mojej brodzkiej ojczyźnie. I tyle o moim 20-letnim brodzkim etapie życia. Od 1990 r. jestem na emeryturze i nadal mieszkam w Nowym Sączu.




A teraz o mojej Rodzinie

Ojciec Tomasz, ur 20.XII.1879 w Uhrynowie, pow. Sokal. Nauczyciel i kierownik szkół powszechnych, uczył w szkołach w Starobrodach i na Podzamczu, a także w Gimnazjum Żeńskim im. Elizy Orzeszkowej na Podzamczu oraz w Gimnazjum Kupieckim przy ul. Wały Wolności po przejściu na emeryturę w 1935 r. Był znanym i cenionym społecznikiem, działaczem Polskiego Białego Krzyża (szerzenie oświaty w wojsku), prowadzącym zajęcia oświatowe w koszarach dużego brodzkiego garnizonu wojskowego, a także działaczem T.G. Sokół, gdzie w Gnieździe Brodzkim pełnił funkcję zastępcy prezesa, a po przeniesieniu się w połowie lat trzydziestych (1935) dotychczasowego prezesa p. Edwarda Fastnachta wraz z rodziną do Lwowa został prezesem. Pod koniec życia zamieszkał w Gliwicach u siostry mojej Janiny Sierżantowej Nikipierowicz, nauczycielki tamże, gdzie 24.VIII.1959 r. zmarł i gdzie też został pochowany.



Matka Michalina z d. Versaiko, ur. 29.IX.1885 w Bursztynie, pow.Rohatyn, woj. stanisławowskie, zmarła w Nowym Sączu 17.III.1959 r., gdzie też została pochowana.



Siostra Maria Rothowa, Skamirska, Kubicowa, ur. 11.VII.1906 r. w Rudkach, woj. lwowskie, nauczycielka z zawodu. W Brodach uczyła w Szkole Powszechnej w Starobrodach. Jej pierwszy mąż Franciszek Roth, ur. we Lwowie, był nauczycielem fizyki, chemii i matematyki w Gimnazjum Męskim im. J. Korzeniowskiego w Brodach. W drugiej połowie lat trzydziestych przenieśli się do Brzeżan, gdzie dalej pracowali w swym nauczycielskim zawodzie. Po wojnie siostra Maria uczyła m.in. w Nowym Sączu, gdzie też zmarła 3.II.1991 r. i gdzie została pochowana.



Siostra Janina Sierżantowa, Nikipierowicz, ur. w 1912 r. w Brodach. Z zawodu również nauczycielka uczyła przed wojną w szkołach TSL (Towarzystwa Szkoły Ludowej), zaś po wojnie m.in. w Rabce, gdzie w tym czasie dyrektorem Sanatorium Dziecięcego był dr mjr Oktawiec, przedwojenny lekarz wojskowy w brodzkim 22 Pułku Ułanów. Następnie przeniosła się do Gliwic, gdzie uczyła w tamtejszych szkołach podstawowych. Tam zmarła 24.XII.1996 r. i tam też została pochowana.



Babka Maria Versaiko z d. Niemiec, ur.we Lwowie 16.VIII.1865 r., wdowa po Janie Versaiko, urzędniku sądowym, zmarła w Nowym Sączu 2.VIII.1954 r., gdzie też jest pochowana.



Szwagier Franciszek Roth, ur. we Lwowie 14.I.1906 r., prof. gimnazjalny w Tłumaczu, Brodach i Brzeżanach, uczył fizyki, chemii i matematyki, a w Brodzkim Gimnazjum im. J. Korzeniowskiego był ponadto komendantem hufca harcerskiego. Po przyjeździe do Nowego Sącza w drugiej połowie 1944 r. zaginął bez wieści, prawdopodobnie w Krakowie i mimo wieloletnich poszukiwań po wojnie poprzez PCK i Międzynarodowy Czerwony Krzyż w Genewie, nigdy nie został odnaleziony. Jego lwowska rodzina osiedliła się po wojnie w Pile i korespondowała z moją siostrą Marią.



Znane fragmentarycznie dzieje niektórych brodzkich znajomych, przyjaciół i kolegów


Anna i Teofil Sobestowie, bliscy znajomi i przyjaciele moich rodziców. Mieli trzech synów, z których - jak pamiętam - Ernest był sędzią lub prokuratorem w Warszawie i znalazłszy się w czasie II Wojny Światowej na zachodzie Europy, chyba w Anglii, po wojnie do kraju już nie powrócił. Drugi syn Ryszard mieszkał przy rodzicach. Trzeci syn miał na imię Longin. Teofil Sobesto był emerytowanym sekretarzem Starostwa i moim ojcem chrzestnym w r. 1924, zaś świadkiem na ślubie kościelnym mojej siostry Marii w r. 1932. Po opuszczeniu Brodów zamieszkali w Grójcu pod Warszawą i po wojnie jeszcze przez parę lat utrzymywali korespondencję z moimi rodzicami.



Bronisława Domherowa, wdowa z trzema synami: Władysławem (Dziuniem), urzędnikiem Sądu Powiatowego w Brodach, Wilhelmem (Luśkiem) i Modestem (Modkiem). Wilhelm (bądź Ludwik), był urzędnikiem państwowym i pracował w Wołyńskim Kuratorium Okręgu Szkolnego, które mieściło się w Kowlu, a nie stołecznym Łucku. Po wojnie rodzina Domherów osiedliła się w Bytomiu, gdzie Lusiek się ożenił i miał potomstwo. Przez parę lat po wojnie utrzymywaliśmy korespondencję, a także wzajemnie się odwiedzaliśmy.



P. Dąbrowska, wdowa, mieszkała we własnym domu na Folwarkach Wielkich. Jej córka Eugenia, obecnie Wawrzycka (niedawno zmarła) była przed wojną urzędnikiem pocztowym w Baranowie Sandomierskim, Tarnopolu i Horodence. Po wojnie zamieszkała w Krakowie, gdzie była znaną, cenioną i udzielającą się artystką malarką, nagradzaną i wyróżnianą. Jej matka jeszcze w Brodach, za okupacji niemieckiej, udzieliła mi schronienia, gdy ukrywałem się przed wcieleniem do Baudienstu.



Franciszek Mościński - mój brodzki kolega szkolny ze szkoły powszechnej i gimnazjum - przyjaciel. Po wojnie studiował i zamieszkał w Krakowie, gdzie się ożenił i założył rodzinę. Zmarł tamże w m-cu grudniu 1966 r., gdzie też został pochowany. Utrzymywałem z nim regularne kontakty.



Zdzisław Piłatowicz - również mój brodzki kolega. Po wojnie osiedlił się w Katowicach, gdzie mieszka do dnia dzisiejszego.



Mieczysław Skupień - mój brodzki kolega gimnazjalny, mieszkający przez trzy lata (1936-1939) u nas na tzw. "stancji". Jego ojciec, jako emerytowany oficer Wojska Polskiego, otrzymał działkę osadniczą w Michałówce (czy też Poniatówce) w pow. krzemienieckim na Wołyniu. W czasie wojny znalazł się w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, a po wojnie, jako major II Oddziału Sztabu Generalnego, nie miał powrotu do kraju. Osiadł w Anglii, w Londynie, gdzie zmarł i jest pochowany. Mieczysław z matką udał się w rodzinne strony swego ojca-górala i osiadł w Białym Dunajcu, gdzie założył rodzinę i gdzie zmarł w I połowie lat dziewięćdziesiątych i gdzie też został pochowany.

Niestety, nie jestem w stanie wymienić i wspomnieć całej rzeszy znajomych, zapamiętanych postaci i nazwisk z tej chociażby przyczyny, że wiele szczegółów umknęło mojej uwadze i uleciało z pamięci, że za dużo tego materiału wspomnieniowego by się namnożyło, no i wreszcie, że brak wiedzy i danych o dalszych losach brodzian po opuszczeniu przez nich swych rodzinnych stron i zupełny brak informacji o nich, a także przez to, że swobodne poszukiwania i kontakty ograniczone były w znacznym stopniu powojenną komunistyczną rzeczywistością.