Państwo Józefa i Witold Wierzbiańscy są mieszkańcami Iwonicza od roku 1946. Obydwoje wyrośli z dala od podkarpackiego zdroju, w kresowym mieście, w Brodach. Pan Witold urodził się w roku 1895 w rodzinie urzędnika celnego. Ojciec jego odznaczał się wielką witalnością, trzykrotnie żenił się i z każdego małżeństwa miał po kilkoro dzieci.
Witold Wierzbiański, którego pogoda ducha i sprawność fizyczna jest wprost imponująca, chętnie wraca wspomnieniami do czasów swej młodości, spędzonej w mieście o wielonarodowej ludności i specyficznej atmosferze, na którą pozostał nie bez wpływu fakt, iż znajdowała się tam komora celna i przejście graniczne z Austrii do cesarstwa rosyjskiego. Właśnie z tego przejścia korzystał zakochany Honoriusz Balzac, śpiesząc na Ukrainę do Eweliny Hańskiej. W miejscowym gimnazjum z niemieckim językiem wykładowym uczyli się Polacy, Żydzi, Ukraińcy, Niemcy, Ormianie.
Wśród wielonarodowej rzeszy uczniów znajdowały się wybitne jednostki, mające później zasłynąć ze swej działalności. Należał do nich przede wszystkim kolega Witolda Józef Roth, wybitny pisarz austriacki pochodzenia żydowskiego. Pan Witold bez trudu przypomniał sobie, że Józef Roth siedział w trzeciej ławce jako drugi od środka i miał „mysią” twarz, ozdobioną ironicznym uśmieszkiem i czupryną jak szczecina... Należał do grona bardzo dobrych uczniów. Oczywiście, w iwonickiej bibliotece p. Wierzbiańskiego nie brak tłumaczonych na polski powieści Józefa Rotha. Kartkuję książkę pt. „Zipper i jego ojciec”, a gospodarz tłumaczy mi, że Roth, który już od dawna nie żyje, był zagorzałym patriotą austriackim.
Podczas I wojny światowej Witold Wierzbiański pełnił funkcję tłumacza frontowego. Po upadku monarchii wstąpił, podobnie jak tysiące rówieśników, do odradzającej się armii polskiej. Powróciwszy po 6 latach z frontów, znalazł się w księgarni Westa w Brodach. Nie była to jednak taka sobie zwyczajna księgarnia, jej założyciel Feliks West zbudował w Brodach dużą i nowoczesną (jak na ówczesne czasy) drukarnię, dzięki czemu nadgraniczne dwudziestotysięczne Brody urosły do rangi ważnego polskiego ośrodka edytorskiego w Galicji. Księgarz z Brodów przystąpił do wydawania biblioteki arcydzieł polskich i obcych pisarzy. Do roku 1913 księgarnia nakładowa F. Westa wydała 84 pozycje w serii arcydzieł polskich i obcych pisarzy.
W księgarni Westa pracował przez wiele lat Witold Wierzbiański – w tym doskonale zorganizowanym zakładzie poznawał zagadnienia, związane z drukiem i sprzedażą książki.
W roku 1931 pan Witold żeni się z nauczycielką szkoły w Brodach; rodzą się dwaj synowie: Jan, dzisiaj pułkownik WP oraz Kajetan, inżynier elektryk, zamieszkały na Śląsku. Tego roku wnuk państwa Wierzbiańskich zdał maturę i egzamin wstępny na politechnikę.
Nadchodzi II wojna światowa, wiekowa księgarnia Westa zamyka swoje podwoje, a pan Witold angażuje się do rozmaitych prac fizycznych. W roku 1944 Wierzbiańscy opuszczają Brody by zatrzymać się u szwagra na wsi Lubatowa k. Iwonicza. Wierzbiański otrzymuje pracę w administracji kopalnictwa naftowego, a pani Józefa w szkole; w dwa lata później przenoszą się do Iwonicza Zdroju, któremu pozostali wierni po dzień dzisiejszy. - Mogliśmy pojechać na Ziemie Zachodnie – wspomina z nutą melancholii żona – tak jakto uczynili nasi krewni i znajomi z Brodów, mogliśmy dostać rekompensatę w zamian za pozostawiony na wschodzie dom, ale nie było siły, która zmusiłaby męża do zmiany jego postanowienia.
Kto wie, czy jednak pan Witold nie miał racji, nie rozstając się z Iwoniczem? Doskonały klimat kurortu z pewnością przyczynił się do osiągnięcia tak imponującego wieku. Zawsze prowadził życie ruchliwe, stale wędrował i uprawiał gimnastykę. W młodości polował, łowił ryby, a z czasem, gdy zwłaszcza ta pierwsza namiętność stała się zbyt kosztowna, zastąpił ją inną, której na imię fotografia. Osiągnął z czasem godne uwagi rezultaty w dziedzinie fotografiki artystycznej, co znalazło wyraz w wyróżnieniach na rozmaitych konkursach.
Po latach pracy w Kopalnictwie Naftowym Wierzbiański w roku 1960 przechodzi na emeryturę, co jednak nie oznacza beczynności. Najpierw przez rok porządkował bibliotekę Kopalnictwa Naftowego w Krośnie, a gdy to zajęcie się skończyło, podjął się prowadzenia (na pół etatu) biblioteki Funduszu Wczasów Pracowniczych w Iwoniczu Zdroju. Temu zajęciu, dzięki świetnemu zdrowiu, oddaje się po dzień dzisiejszy, śpiesząc codziennie w godzinach południowych do pensjonatu „Trzy Lilie”, gdzie znajduje się elegancka, obudowana drewnem, ale już odrobinę ciasna biblioteka.