Dwunasty Zjazd Koła Przyjaciół Brodów odbył się w dniach od 31 maja do 1 czerwca 2004r. jak zwykle w wiślańskim "Starcie". Wszyscy uczestnicy zjazdu zjawili się już 30 maja po południu, a część zatrzymała się do 2 czerwca. Wszystkich witano serdecznie. Wielkie brawa otrzymała seniorka zjazdu - 95-letnia Gienia z Dąbrowskich Wawrzycka, która nie opuściła ani jednego zjazdu. Owacyjnie powitano przedstawiciela młodego pokolenia - Zygmunta Huzarskiego przybyłego z bukietem pięknych róż. W młodych nadzieja przetrwania Koła Przyjaciół Brodów. Obecni na zjeździe, ale tylko sercem i duchem byli przesyłający pozdrowienia i życzenia. Zły stan zdrowia, kłopoty rodzinne i zwykłe finansowe nie pozwoliły im przyjechać. Nadeszły listy od Urszuli Andrejczuk z Rzeszowa, Beli Adler z Filadelfii, Janiny z Józków Czasławskiej z Katowic, Klementyny Dominas-West z Milicza, Zbigniewa Gachowskiego z Sośnicowic, Jadwigi Kamińskiej-Czerskiej z Krakowa, Marii Karpluk-Koroliszyn z Krakowa, Kazimierza Kołodziejczyka z Nowego Sącza, Wiktorii Krajewskiej-Rycerz z Warszawy, Henryki Krzan-Chmielarz z Łańcuta, Stanisława Kwaśnickiego z Bydgoszczy, Jana i Mariana Kwaśnickich z Nowego Jorku, Stefanii Miszczak-Froli z Tarnowa, Jadwigi Müller-Wolnik z Gliwic, Antoniego Roguckiego z Warszawy, Piotra Sirki z żoną Stanisławą z Bydgoszczy, Antoniego Turczyna z Wrocławia, Jadwigi Walkowiak-Misiak z Warszawy, Lubomiry Zawiślak-Zassowskiej z Gliwic.
Chwilą milczenia i odmówieniem "Wieczny odpoczynek" pożegnaliśmy zmarłą we wrześniu 2003 Helenę Siwek z domu Szmigiel z Wrocławia, Jerzego Turczyna z Młochowa pod Warszawą (zmarł 11 stycznia 2004, bywał kilka razy na zjazdach i chętnie współpracował z Kołem Przyjaciół Brodów), Bolesława Mikołajewicza, zmarłego 25 stycznia 2004 r. w Świdnicy, zapamiętanego z pięknego śpiewu biesiadnego na VII Zjeździe. .
Dwunasty Zjazd rozpoczęła tradycyjna Msza Święta w kościele parafialnym w Wiśle w intencji Brodzian żywych i zmarłych. Po powrocie autokarem do "Startu" pozowano do pamiątkowego grupowego zdjęcia. .
Po obiedzie robocza część zjazdu zawierała sprawozdanie z rocznej działalności koła. Stanisława Valis zaprezentowała trzeci numer Brodzkich Zeszytów Biograficznych, zredagowany przez Zbigniewa Kościowa. Były duże trudności w zdobywaniu danych o życiu brodzkich przodków. Istnieje możliwość poprawienia lub uzupełnienia wydrukowanych już haseł dodatkowymi szczegółami, które znajdą się w następnym numerze. .
W sierpniu ubiegłego roku Stanisława Valis rozpoczęła starania o sprowadzenie dzieci z Brodów na kolonię letnią do Polski. Bliższe szczegóły w osobnym sprawozdaniu. .
W listopadzie ubiegłego roku po odnalezieniu na cmentarzu w Nałęczowie zaniedbanego grobu brodzianki Ludwiki z Tyszkiewiczów Burczak Abramowiczowej, urodzonej w Starobrodach - autorki obrazu Brodzkiej Madonny - przewodnicząca Koła Brodzian zleciła odnowienie porosłej mchem kamiennej płyty i słabo czytelnych, wykutych na niej napisów. .
Nie zdecydowała się na opowiedzenie o swojej pracy Krystyna Milerska. W swej skromności twierdzi, że tylko chce dorównać Piotrusiowi Sirce. Cała korespondencja opracowana przez nią dochodzi do członków Koła. Dba o całość dokumentacji, uzupełnia kartoteki itp. Wszystkie sprawy koła trzyma delikatną ale zdecydowaną ręką. .
Wacław Fastnacht niezmordowanie od lat czuwa nad pieniędzmi wpływającymi na konto w Lubaczowie. Na podstawie informacji przekazywanych przez ks. Gwoździa robi zestawienia wpływów za poszczególne lata. Uważa, że brodzianie zostali oszukani, bo postępuje się niezgodnie z intencjami darczyńców. Ojcowska opieka Wacława i materialna pomoc Koła dla Jarosława Olszewskiego po czterech latach została zakończona. Jarek ukończył już średnią szkołę muzyczną, zdał do Akademii Muzycznej: Wacław pomógł mu jeszcze w otrzymaniu dobrego stypendium (730zł) Ministerstwa Edukacji. Ponadto Jarek dla celów zarobkowych utworzył z kolegami zespół muzyki rozrywkowej i już rozpoczął akcję koncertową. Do wykształcenia i do ewentualnych sukcesów dziecka z Brodów wydatnie przyczynili się wszyscy członkowie Koła Przyjaciół Brodów. .
Pierwszy dzień zjazdu zakończyła uroczysta kolacja przy świecach z lampka szampana. Wspaniale wyglądali biesiadnicy przy długim na całą salę stole. Niespodziankę sprawiły Krysia Milerska i Danusia Bazielich, częstując wszystkich własnego wyrobu pysznymi ciasteczkami i kruchymi babeczkami z bitą śmietaną. Chociaż ilość uczestników była rekordowo niska, bo tylko 43 osoby, to nastrój był wspaniały, pogodny, serdeczny. Zasługa w tym klanu rodziny Gratów, która pozytywnie "zagraciła" spotkanie. Śpiewano znane z młodych lat pieśni, a dzięki dostarczonym drukowanym tekstom śpiewano ich po kilka zwrotek. Biesiadę zakończyła pieśń "Wszystkie nasze dzienne sprawy", a potem nastrojową "Idzie noc, słońce już zeszło z gór" śpiewano kilka razy, coraz ciszej aż do mruczanda, tylko przy świetle świec, z połączonymi wokół stołu w jeden serdeczny łańcuch dłońmi. .
Obrady drugiego dnia rozpoczęto od rozpatrywania wyjątkowo poważnej sprawy. Zastanawiano się nad możliwościami rozpoczęcia starań o wyniesienie na ołtarze brodzianina ś.p. ks. biskupa Jana Olszańskiego. Uczestnicy zapoznali się z korespondencją inicjatorki pomysłu Stanisławy Valis z księdzem Wołczańskim z Krakowa, autorem biografii ks. biskupa w dziele "Pasterz i twierdza", który próby beatyfikacji tego "Apostoła Podola" popiera i wskazuje drogi, jakimi należy dążyć do tego celu. Poleca mianowicie między innymi wysyłanie pism do następcy ks. biskupa J. Olszańskiego księdza biskupa Leona Dubrawskiego w Kamieńcu Podolskim (ul. Franciszkańska 2). Im więcej tego rodzaju pism i im będą one intensywniejsze, tym lepiej dla sprawy. Pierwszy taki sygnał z 38 podpisami uczestników zjazdu już został wysłany. .
Pozostaje prośba do wszystkich zainteresowanych tą sprawą, szczególnie do brodzkich kolegów Jasia Olszańskiego o wysyłanie pod wskazany adres w Kamieńcu Podolskim bez większej zwłoki swoich indywidualnych próśb listem poleconym z zachowaniem kserokopii. .
W części dyskusyjnej tradycyjnie powróciła sprawa wzniesienia w Brzegu pomnika innego brodzianina: Józefa Korzeniowskiego. Zbigniew Grata nie traci nadziei na pomyślne uwieńczenie jego długoletnich zabiegów. Fundacja na ten cel powoli rośnie. Obecność na zjeździe artysty rzeźbiarza Józefa Niedźwiedzkiego z Warszawy, autora gotowej już do odlewu gipsowej repliki posągu - popiersia pisarza, jego informacje o kłopotliwym przetrzymywaniu rzeźby w pracowni artysty i dodatkowe inne objaśnienia powinny zdecydowanie przyczynić się do postępu tej sprawy. .
Brakowało niezapomnianej Anuli Andrzejewskiej. Jej rodzinny klan reprezentowała siostra Danuta Kalita z Warszawy z córką. Z licznego kiedyś klanu Kwaśnickich obecna była tylko Bożena Przybylik - córka Władysławy. Nieobecna z powodu choroby Janina Józków-Czasławska wspomniana była za jej niestrudzone poszukiwania brodzian w kraju i zagranicą z myślą o zwiększeniu liczby członków Koła. Klementyna West-Dominas udowodniła, że nawet przy słabym zdrowiu, bez materialnych możliwości można owocnie pracować dla polskości na kresach. Czynna w klubowej bibliotece w Miliczu organizuje zbiórkę polskich książek i przesyła je do Lwowa. Odczytano podziękowanie dyrektora Szkoły Średniej Nr 24 im. Marii Konopnickiej we Lwowie za dostarczenie pięciu paczek książek - lektur szkolnych. Tyle samo książek wysłała Lala do Brodów. Tylko dwie paczki doszły do prezesa oddziału brodzkiego Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej Włodzimierza Olszewskiego (ojca Jarka), który nie wie "czy w Brodach są Polacy czy ich nie ma", ale co do przysłanych książek to "ich mają obserwować p. nauczycielka i siostry". Taki jest poziom pielęgnowania kultury polskiej przez pana prezesa! .
Anna Liskowiec, nauczycielka, w tym roku nie pochwaliła się jeszcze osiągnięciami swojej pracy. .
Jak zwykle ostatnim punktem w programie zjazdu była autokarowa wycieczka. Trzydzieści trzy osoby chciały zobaczyć Słowację. Warunkiem przekroczenia granicy było tylko posiadanie dowodu osobistego. Przez Zwardoń spieszono się do Rajeckiej Leśnej, by obejrzeć arcydzieło sztuki rzeźbiarskiej "Slovensky Betlehem" - unikatowe dzieło 15-letniej pracy jednego księdza, rzeźbiącego w drzewie stajenkę betlejemską i setki obrazów z życia Słowaków. Wszystko to w ciągłym ruchu. Padający deszcz pokrzyżował plany wycieczki, uniemożliwiając zwiedzanie pięknych parków, fontann, akwenów. Oglądano to tylko wszystko przez okna autokaru. Podśpiewywaniem piosenek umilano sobie kilkugodzinny powrót do "Startu". .
Część osób korzystała jeszcze następnego dnia ze spacerów po Wiśle. Żegnano się życzeniami spotkania znowu za rok.